Laboratorium domowe, czyli jak zrobić krem, mydło i powidło

O Szefowej

Długo się zastanawiałam, czy mam naprawdę napisać coś o sobie. Przecież strona jest o naturze, kosmetykach, kreatywności i innych naprawdę ciekawych sprawach, a na pewno nie jest o mnie ;-). Ale postanowiłam, trzeba mieć taką ekshibicjonistyczną notkę. Trzeba mieć, bo wszyscy mają ;-), a poza tym sama chętnie czytam u innych, żeby się dowiedzieć z kim mam do czynienia i nie powinnam tego pozbawić czytelników mojej strony.

O tytule

Na innych stronach taka podstrona nazywa się przeważnie "O mnie", ale Tomek powiedział kiedyś, że zawsze czyta takie strony i żadna nie jest o... nim :-): "Czytam stronę, która nazywa się 'O mnie', a ona wcale nie jest o mnie, tylko o zupełnie innych osobach". Początkowo miałam nawet pomysł, żeby napisać dla Tomka stronę "O mnie" własnie o nim ;-))). Nie chciałam jednak rozczarowywać dodatkowo (dlaczego dodatkowo - będzie później) moich czytelników i żeby było jednoznacznie, no i żebym mogła chociaż raz być szefową (chociażby mojej strony) odbiegłam trochę od schematów.

O mnie, czyli o Szefowej

Nie bardzo miałam ochotę pisać tą notkę, bo pisząc muszę przyznać się do kilku faktów (teraz będzie to rozczarowanie). A tymi są: nie jestem dermatologiem, ani żadnym innym lekarzem, nie jestem chemikiem i nie jestem nawet kosmetyczką. Ufff, przyznałam się czym nie jestem. Teraz już ze spokojnym sumieniem mogę pisać kim jestem. Urodziłam się w Gdańsku, po maturze wyjechałam do Berlina, gdzie mieszkam do dzisiaj i pewnie już tu zostanę. Moja rodzina to Tomek i Nina. Tomek to mój mąż, którego już tutaj cytowałam. Tomek zajmuje się "tyłami" moje strony, stwierdził, że ja to robię zbyt prymitywnie i starodawnie, a on to zrobi pięknie i nowocześnie według aktualnego state of the art. No i zrobił. Pięknie, prawda? A na usprawiedliwienie mojego prymitywnego hateemelu mogę tylko dodać, że po pierwsze strony internetowe robiłam już baaardzo dawno temu, i nie było wtedy jeszce tylu "środków wyrazu", a po drugie ważniejsze dla mnie jest testowanie różnych kosmetyków, wymyślanie recept, szukanie informacji o składnikach i surowcach i pisanie o tym. Wiem, słabe wymówki, bo mogłabym się rozwinąć i dokształcić, ale szkoda mi na to czasu. Mam jeszcze sporo pomysłów na teksty i brakuje mi czasu, żeby je napisać, więc cieszę się bardzo, że Tomek przejął rozwój techniczny mojej strony o kosmetykach.

Ale usprawiedliwić się musiałam, bo skończyłam informatykę na Politechnice Berlińskiej (Technische Universität Berlin) i właściwie wszystko powinnam sama umieć ;-). Więc (od więc nie zaczyna się zdania - ale właściwie dlaczego?) jestem informatyczką i pracuję w Bardzo Ważnym Urzędzie. W pracy zajmuję się głównie statystyką i umieszczaniem danych statystycznych w bazach danych. To tak w skrócie. Urząd jest wyposażony w bardzo dobry sprzęt i oprogramowanie, więc mogę trochę poszaleć. W pracy spędzam przeciętnie 8 godzin i 18 minut. Zaczynam dosyć wcześnie, żeby o 15:45 rzucić wszystko i grzać z prędkością światła (czyli taką, na jaką pozwala autostrada miejska w godzinach szczytu :-)) do przedszkola po Ninę. Przedszkole jest tylko do 16:00. Trochę krótko, ale opieka jest wspaniała, więc chętnie znoszę takie niewielkie niedogodności. Nina to nasza córka, ma 5 lat i jest bardzo rezolutną osobą. Daje mi dużo radości i jestem z niej strasznie dumna. Popołudnia spędzamy w różnorodny sposób. Wieczorem, jak już Nina śpi i nie mam żadnych innych zajęć biorę się za mieszanie, dolewanie, podgrzewanie, zakraplanie. Sama radość. Czasami wyjdzie bardzo dobry krem, który testuję na sobie, rodzinie i znajomych, a czasami taki mniej dobry, którym smaruję sobie nogi ;-).

Moja przygoda z kosmetykami

A zaczęło się to tak: Jakieś 3 lata temu miałam poważne problemy z cerą. Strasznie mnie to irytowało, bo czas trądziku młodzieńczego minął mi już dosyć dawno. Odwiedziłam nawet kilka razy dermatologa, ale oprócz antybiotyków nie miał innych pomysłów. Zaczęłam szukać w tej największej księdze ludzkiej wiedzy - internecie. Znalazłam stronę dr Henryka Różańskiego http://www.luskiewnik.gower.pl/PRYSZCZE2002.htm. Cześć mu za nią i chwała. Informacje na niej zawarte bardzo mi pomogły. Przede wszystkim otworzyły mi oczy na to, że nie wszystko w tych pięknych pudełeczkach i buteleczkach jest takie zdrowe. Najpierw wydrukowałam sobie spis szkodliwych substancji, a potem wyrzuciłam większość kosmetyków, jakie miałam w domu. Trochę serce mnie bolało, zwłaszcza przy takich drogich kremach (z natury jestem strasznie skąpa ;-)), ale wyrzuciłam. Pudełka zostwiłam, bo miałam już pomysły na własne kremy. Zakupiłam trochę książek, poszukałam trochę informacji w internecie i zaczęłam moje eksperymenty. Później już poszło lawinowo - coraz więcej książek, coraz więcej surowców, coraz więcej pudełek i słoiczków ;-). Bo wszyscy znajomi i rodzina zbierają dla mnie opakowania po kosmetykach. Powoli nie mieszczę się w mieszkaniu, ale mam perspektywę na więcej miejsca, bo będziemy budować dom. Moja skóra "na naturze" bardzo się poprawiła. Wykazuje być może drobne niedoskonałości, ale mogę z tym żyć i jestem zadowolona. Analizując składy kosmetyków przeraziłam się, że tak szkodliwe, rakotwórcze substancje są sprzedawane w drogeriach. A najgorsze było to, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że się przez całe życie po prostu podtruwa. Zaczęłam zwracać mojej rodzinie i znajomym uwagę na to niebezpieczeństwo, ale trochę się bałam, że będą mnie uważali za nawiedzoną i nie będą traktować poważnie tego, co mówię. Niektórzy niestety tak właśnie reagują. Większość informacji, które znalazłam w internecie o kosmetykach, o szkodliwych substancjach w kosmetykach, o domowym robieniu kosmetyków jest po niemiecku lub po angielsku (innymi językami nie władam). Nie znalazłam prawie nic po polsku. Jest co prawda wizaż i fora w kafeterii czy gazecie, no i oczywiście forum dr Różańskiego. Ale nigdzie nie było napisane, jak zrobić krem. Było co prawda kilka recept z lanoliną, ale to raczej maść i nie dla każdego się nadaje. I wtedy właśnie mnie oświeciło. Mamy naszą domenę internetową od wielu lat, ale jakoś nigdy nie przyszło nam nic sensownego do głowy, o czym chcielibyśmy światu powiedzieć, więc strona leżała odłogiem. Postanowiłam napisać o szkodliwości chemicznych składników w kosmetykach, o robieniu własnych kremów, o robieniu mydła i innych kosmetyków. No i napisałam. Strona znalazła czytelników. Bardzo się cieszyłam i ciągle się cieszę. Dostaję dużo listów, przeważnie z rozmaitymi pytaniami, a czasami ze słowami uznania. Sprawiają mi one ogromną radość i motywują mnie do dalszego pisania. Czasem brakuje mi czasu i mam wtedy wyrzuty sumienia, ale robię co mogę :-).

Pozdrawiam serdecznie

Ola Jaworek - Szefowa ;-)))

Aktualizacja 03.04.2006